Każdy wie: sport to zdrowie. Każdy wie: równowaga między aktywnością i pasywnością jest pożądana dla zarówno ciała, ducha i umysłu… Mimo tego często robimy sobie całe listy wymówek, dlaczego my „nie mamy czasu i możliwości się ruszać”. Pragnę podzielić się moją własną historią związaną ze sportem, ruchem oraz konkluzjami z tych doświadczeń, które być może, że okażą się przydatne Wam. A nuż zobaczycie podobieństwa?

Jednym z najwspanialszych możliwych początków dnia (przynajmniej dla mnie) jest taki AKTYWNY!

W moim przypadku to szybki marsz z wózeczkiem (dwuletnia córeczka) przez pola – mieszkam w małej miejscowości i mam świetne miejsca na spacery… Czasami bieg albo rower, latem uwielbiam rolki. Zauważyłam, że aktywny poranek zapowiada zwykle dobry dzień.

Co prawda oczekując drugiego dzidziusia mam troszkę obniżoną kondycję i zakres wyboru: nie mogę jak wcześniej wyjechać na 3 godziny w teren na rower, albo zrobić sobie 10 km biegu przez las… Nie szkodzi.

Dla chcącego nic trudnego – dziś przykładowo „wpakowałam” córeczkę w wózeczek i postanowiłam pobić swoje „rekordy prędkości” w marszu 😉 Czasami po wstaniu robię sobie półgodzinny trening Pilates (mam problemy z kręgosłupem po upadku ze schodów, więc się przyda), tańczę bellydance, albo robię po prostu świadomy stretching.

Nie mam zbyt dobrego dostępu do siłowni – najbliższe miasto to 15 km samochodem (a ja nie mam prawa jazdy – nieźle, nie?). Co prawda mogłabym podjechać rowerem, ale nie wiem czy miałoby to sens, a ja miałabym jeszcze chęć na „wyciskanie”…

Podobnie bellydance’a – nie nauczyłam się na warsztatach, a użyłam starego, dobrego YouTube’a. Tańczę od ok 4-5 lat (z małymi przerwami) i powiem z dumą, że jak na brak fachowego prowadzenia oraz motywatorów w postaci regularnych zajęć – tańczę całkiem nieźle w stylu Tribal i klasycznym. Jeszcze tylko profesjonalny strój pozostało kupić i będę mogła pomyśleć o dawaniu lekcji sama… Chociaż chyba to nie jest w zgodzie ze mną… Cierpliwości by zabrakło 😉 Ale kto wie…

Pilates zaczęłam niedawno. Kręgosłup mam dość mocno uszkodzony – zaczęło mi to przeszkadzać w sporcie właśnie i tańczeniu, a nawet w codziennym życiu i… hmm… przytulankach 😉 Przytyłam trochę (dodajmy do tego ciążę) także przez to, więc ostro zabrałam się do dzieła – jakoś lepiej czułam się w rozmiarze 34/36 niż 40… Postanowiłam znów sama się wyszkolić, bo jakoś nie mam zdrowia na proszenie wszystkich „świętych” o podwózkę na warsztaty…

Z tym kręgosłupem to taka historia też teoretycznie nieprzyjazna – doznałam upadku z jednej kondygnacji schodów i nie było to przez przypadek… Można powiedzieć, że ktoś „zamachnął się” na moje życie. Czy jednak postanowiłam się załamać i poddać?

NIE.

Owszem – przeżyłam traumę, do dziś mierzę się ze swoimi lękami, jednak powoli, z zaufaniem do siebie, krok po kroku IDĘ. Idę i żyję z radością z teraz (albo czasami nie… 😉 ), albo snuję plany i marzenia…

Wracając do spraw sportu… Uważam, że dopiero rozruszani, otwarci na przepływ jesteśmy w pełni naszej „mocy” i kreatywność wrasta, a jako osoba dość temperamentna preferuję ruch od godzin wizualizacji. Choć i to uwielbiam, zwłaszcza PO sporcie, gdzieś w lesie – pomedytować i się uziemić. Możemy otworzyć wszystkie czakry zwykłym odpowiednio przebytym spacerem po lesie czy dobrym rozruchu całego ciała. Co na górze to na dole – działając na ciało odniesiemy efekty na całe biopole, ducha i umysł.

A na prawdę – muszę powiedzieć, że to co robię jest stosunkowo skuteczne na wiele płaszczyzn:

  • świadome rozciąganie pomaga mi zyskać doskonałe wyczucie własnego ciała i odpuścić stres mniejszego stopnia bez zabaw medytacyjnych
  • bellydance to chyba najlepsza możliwa aktywność dla kobiet – wyzwala pokłady kobiecości i pewności siebie, kształtuje ciało w sposób trwały i piękny (nie wyglądamy jak po przesadzie z siłownią… choćbyśmy ćwiczyły 8h dziennie będziemy wyglądać tylko lepiej, nie zamienimy się w twór mężczyznopodobny), nie obciąża nadmiernie organizmu, uczy świadomości ciała i poczucia rytmu, otwiera kanały energetyczne i czakry, pozwala także (z wprawą i wczuciem) osiągnąć wspaniałą jedność ciała, ducha i umysłu i w artystyczny sposób manifestować wewnętrzne piękno…
  • pilates to świetny sposób na kręgosłup i zwiększenie ruchomości stawów dla osób o dowolnym stopniu sprawności (dla mnie wadą jest to, że wydaje się trochę nudny, jednak w odpowiednim nastroju sprawdza się świetne)
  • bieganie owszem – obciąża stawy, ale jeśli będziemy działać stopniowo i odżywiać się odpowiednio zyskamy świetny sposób na poruszenie metabolizmu i oczyszczenie organizmu
  • jazda na rowerze – to chyba jedna z lepszych zabaw, a zarazem możliwych środków transportu – dodatkowo taka wycieczka daje nam świetną okazję do nadrobienia zaległości w byciu w ciszy z samym sobą lub własnymi myślami, które i tak muszą przepłynąć…
  • rolki to już może nie dla każdego, ale także ma wiele benefitów i jest świetnym urozmaiceniem, doskonale pozbędziemy się na rolkach nadmiarów (jeśli mamy) tkanki tłuszczowej

Kiedyś chodziłam na bardzo długie spacery (niezależnie od pory roku i pogody) od 10 – 20 km. Teraz troszkę „pierwiastek męski” mi opadł, więc wybieram posiedzieć w domku gdy zimno… Nerki ponadto wygrzewam, gdyż i tutaj trochę problematycznie. Cóż i to wszystko ma zalety – porządek jest za to w domu wspaniały 🙂

Jestem także początkującą motocyklistką – to jednak wysiłek jedynie na górną partię ciała (plecy, ręce) i trening refleksu, równowagi, nie tyle typowy sport. Dodatkowo mam tyle szczęścia, że mam możliwość korzystania z (nie własnego 😉 ) motocykla i nie musiałam jeszcze wydawać pieniędzy na własny (tyle to jeszcze nie posiadam).

Wykorzystuję każdy sposób, każdą chwilę chęci na ruch. Nie mówię sobie „trzeba jeszcze zrobić to i tamto” – po prostu kombinuję i ewentualnie angażuję inne osoby w aktywność. Zabieram dziecko na szybki spacer, wymyślam pretekst by na zakupy pojechać rowerem… A gdy zimno i ciemno mam YouTube’a i matę do ćwiczeń. Także pieniądze to też nie wymówka – nie musimy od razu wykupować karnetów na siłownię czy warsztaty i kupować drogich sprzętów. Ja posiadałam na początku tylko:

  • hantelki (ok. 20 zł), a można zastąpić butelkami z wodą
  • skakankę (20 zł)
  • matę do ćwiczeń (da się znaleźć za 30 zł), ale możemy zacząć bez niej – rozłożyć koc, a do tańca nic nie potrzeba
  • ubrania sportowe (to też niewielki koszt, bo nie musimy mieć takich za 300 zł/sztuka – wystarczą takie z pobliskiego dyskontu (np. Lidla), albo nawet zwykły luźny T-shirt i legginsy na początek – reszty „dorobimy się” z czasem…)

Teraz jest też rower i rolki, jednak wiele lat radziłam sobie bez 🙂 Do spaceru sprzętu nie potrzeba.

Dlatego Kochani – weźcie sport pod uwagę, bo nawet prowadząc bogate życie duchowe i mając realizację w pracy bez ciała nie pójdziemy dalej. W końcu nas zatrzyma.

Znam najróżniejsze osoby, które dopatrują się swoich „duchowych spadków” w tym, że „coś tam w eterze się dzieje”… Albo jakieś tam wykresy burz słonecznych skaczą. No tak, to ma wpływ na OSŁABIONE ciało. JA NIE ODNOTOWUJĘ takich efektów na sobie pomimo empatycznych zdolności, a także (zapraszam do innych artykułów 😉 ) rozbudowanego życia duchowego.

Mam po prostu dość sił, by to znieść. Moje ciało daje radę. Dlatego: nie szukaj wymówek, nie narzekaj, nie zwalaj winy za swoje samopoczucie na „ssanie energetyczne” przez pasożyty itp…

Niestety często osoby oddane duchowości trochę za bardzo „odlecą” i nie zauważą, że ciało niedomaga, pojawiła się nadwaga albo otyłość i niepotrzebnie cierpią. Mimo wszystko jednak to NIE JEST RÓWNOWAGA. I wiem co to znaczy, bo nie zawsze u mnie było tak świetnie z tym. Sama zostałam wychowana tak, że od wieku dojrzewania zmagałam się z nadwagą. Potem miałam nawroty tych problemów kilka razy… Także wiem co znaczy mieć nos w książkach albo głowę w chmurach i ciało pozostawione samo sobie…

Dlatego mogę teraz powiedzieć:

wzmocnij CIAŁO. A umysł skieruj tam gdzie jego miejsce – na PLANY. Niech Ci planuje jak wpleść zdrowy ruch w grafik dnia 😉

Duch i jego dobroczynne działanie jest silniejsze w silnym ciele. Aura się wzmacnia, więc tym samym jesteśmy mniej podatni na wszelkie zewnętrzne czynniki.

Dodatkowo – jesteśmy kreatorami własnego życia – warto wypróbować duchowych mądrości na własnym ciele, a nie ograniczać się „nie mogę”. NIE MA „NIE MOGĘ”!

Jest jedynie „nie chcę”. Zachcesz – dasz radę. Sama mogłabym mieć stada wymówek:

  • wypadki (miałam kilka, serio – groźnych)
  • dziecko i zajmowanie się nim
  • traumy przeżyte w życiu (tego też trochę było)
  • samotność (jestem trochę odcięta od świata tu gdzie mieszkam)
  • bóle (nerki, kręgosłup)
  • brak pieniędzy (bywało na prawdę różnie z tym…)

i zapewne wiele innych, ale nie chcę skupiać się na tym zbyt długo, bo szkoda wrzucać sobie głupot w podświadomość.

Pamiętajmy: każde powtórzenie dowolnego przekonania buduje nawyki myślowe. To rzutuje na działanie i całość życia!

Dlatego zacznij powtarzać sobie: MOGĘ CIESZYĆ SIĘ MOIM CIAŁEM  i nie przejmuj przeszkodami po drodze. Nie od razu Rzym zbudowano – wszystko co trwałe budujemy z czasem. A ZAPEWNIAM – sport daje ogrom radości, gdy już zyskamy sprawność.

Jest wiele alternatyw – ja podałam to, co sama robię. Wy możecie zabrać się całkowicie inaczej. Może macie zupełnie odwrotnie i dla Was najlepszym rozwiązaniem będą warsztaty?

Nie ma znaczenia – ważne by zacząć. Ruch, dotlenienie, radość z ciała.

Serafinek

 

 

 

 

Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje.

„Kim jestem?
Zapytałam siebie.
Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem?
Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *