Wiktoria

Na naszej drodze nieskończoność doświadczeń. Jednym z nich jest WIKTORIA.

Cudowny jest smak zwycięstwa, chociaż doprawiony nutą bólu.

Wyjątkowy, niezastąpiony.

To nie prawda, że to, co przemijalne nie syci.

Ja smakuję całego życia, a WIKTORIA jest jedną z moich ukochanych nut.

Uwielbiam wojnę.

Uwielbiam wiktorię mojej prawdy choćby była ulotną chwilą upajam się nią.

Czy to nieoświecone?

Nieoświeconym prędzej jest brak zrozumienia dla własnej natury w każdym z jej doskonałych, boskich aspektów.

 

DOZNAŁAM WIELU WIKTORII, choć ta… ta ma wyjątkowo słodki smak.

Dopełniły ją miesiące bólu, zagrożenie życia i swojej reputacji. Dopełniły ją nienawistne spojrzenia. Dopełniły ją chwile zwątpienia i szaleństwa niemal.

Cudownego smaku i zapachu nadały jej chwile ryzyka. Ryzykowałam wszystko, co w danym momencie miałam, na placu „boju” zostawałam sama.

Ryzykowałam utratą wszystkiego co posiadałam w „materii”, a także całego świata, którym żyłam.

Wiedziałam jednak, że „bronię swojej ziemi”, wiedziałam, że TO JESTEM JA.

Nie ułatwiały mi batalii wcale wgryzające się w umysł „oświecone” poglądy, że walka to coś złego, niepotrzebnego.

Nie ułatwiały mi osoby, które radziły „wycofaj się”, „odpuść”.

 

JA nie mogłam. Nie mogłabym sobie spojrzeć w oczy gdybym to zrobiła.

JA wiedziałam, że to nie jest moje zadanie teraz. Czułam, że to jest moja DROGA w danym punkcie.

 

Jedno bez drugiego nie istnieje. 

 

Wojna i pokój to dwa z nieskończoności oblicz wszechistnienia.

 

A ja… Ja WYGRAŁAM.

Nasycam się wdzięcznością za swoje wybory. Wdzięcznością za konsekwencję, nieugiętość i siłę, której nieskończony pokład znalazłam w sobie.

Dziękuję za tych, którzy mnie inspirowali – za moich „bogów wojny”, którzy zawsze nade mną czuwali.

Zapytałam kiedyś jednego z nich:

„Co zrobić, jeżeli mimo, że wiem, że CHCĘ pojawiają się pod moimi nogami kłody?”

„Idź z podniesionym czołem. Idź dalej, idź w zgodzie z sobą. Wszystkie przeszkody niech sprawią, że zaczerpniesz jeszcze więcej soku ze zwycięstwa” odpowiedział cudowny Ha – lel.

„Niech kłody się pojawiają, a Ty naucz się skakać dzięki nim.” – innym razem usłyszałam od wspaniałego Aesh-ma.

 

Teraz wiem, że czasem warto. Czasem warto walczyć.

Wszystko jest doświadczeniem. Pozostawać ŻYWYM oznacza karmić swoją nieśmiertelną istotę doświadczeniami różnej barwy.

Po prostu stańmy do „boju” wtedy, gdy czujemy w sercu siłę płomienia, który mówi: CHCĘ.

Stańmy wtedy, gdy całymi sobą czujemy „TAK, to teraz jestem JA”.

Stańmy wtedy z godnością i niech płomień nas prowadzi.

 

Ja moją wojnę odbyłam w zgodności z sobą. W szacunku do siebie, szacunku do bliźnich. Bez nadużyć, we wspaniałym stylu, z którego jestem dumna, z użyciem całości strategicznych zdolności mojego umysłu, z którego jestem dumna.

Nie spuściłam swojej bestii z łańcucha, choć dawała mi siłę.

Jestem dumna z siebie. Jestem dumna z mojej bestyjki, jestem dumna z mojej wewnętrznej Niezwyciężonej bogini. 

Serafinek vel Durga

 

 

 

Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

O Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *