Kiedy dywagacja nie ma sensu

Różnie działamy, różnie wybieramy. Podobnie jest z komunikacją. Czasami dzieje się to naturalnie, czasami z poziomu umysłu, innym razem automatycznie. Nie jesteś tu po to, by się z kimlowek spierać, wybieraj żywą ekspresję ponad dysputy automatów.

Celem rozmów jest komunikacja. Komunikacja to przekazywanie informacji, osiąganie porozumienia. 

Jeżeli ten podstawowy cel rozmowy nie jest możliwy w danym momencie do spełnienia – traci ona sens.

Pseudo filozoficznie

…jesteś…

W spotkaniu z Prawdą Twojego rdzenia dywagacja nigdy ma sensu, natomiast nabiera go wyrażanie się. 

Jednak prawdziwe wyrażanie się jest w pełnej synchronizacji z żywymi, autentycznymi nami – w danym momencie.

Nie jest to bezsensowny bełkot, powtarzanie frazesów, czy nawet (choćby nie wiem jak oświeconych) sentencji. Jeżeli nie ma naszej faktycznej obecności w słowach, są one puste i zbędne. To jedynie marnacja energii.

Autentyczne wyrażanie się jest swobodne i nasycone czuciem.

Nie masz pola do filozoficznych analiz i pseudo – oświeceniowych bitew na argumenty, jeżeli jesteś w korespondencji ze swoim wnętrzem.

Jeżeli coś czujesz, nie podlega to przecież ocenie, wątpliwościom, a tym bardziej „świętokradztwem” byłoby parcelowanie tegoż odczucia na części pierwsze.

Przecież PRAWDA serca nie potrzebuje argumentacji.

Niestety czasem przywiązujemy się do dysput filozofowania. Zatracamy prawdziwego siebie w nich.

„Racja” czy też perspektywa staje się więzami, które nie pozwalają nam na rozluźnienie i czerpanie radości z rozmowy będącej autentyczną komunikacją lub… ciszy.

Czasem staje się to już automatyczne. Spotkałam się niejednokrotnie z takim wzorcem. Wygląda on tak, że gdy widzimy, że coś nie zgadza się z naszym ułożonym w umyśle wzorcem o nazwie „prawidłowe myślenie” musimy, MUSIMY wdawać się w dysputę. Przestaje to jednak już być świadome. Staje się czysto mentalne, płytkie.

Świadome natomiast – znaczy Żywe, obecne w Teraz, czujące.

Otwarte oczy duszy, obecność w ciele, oddech… czasem tracimy to w zażartej debacie lub mechanicznym poprawianiu innych.

Czasem za bardzo koncentrujemy się (w pewnym momencie nawykowo) na poprawie innych osób.

Nie neguję wartości filozoficznych dywagacji, które sama czasem lubię. Bardzo. Sens ma to jednak tylko wtedy, gdy jesteśmy obecni w tym, gdy to nas cieszy, gdy czujemy się dobrze. Kiedy dochodzimy do faktycznej komunikacji i przepływu z innymi istotami pozwalając sobie na rozwój. Otwarty umysł i serce to niezbędne składowe zdrowych debat.

Zostawmy skostnienie we wzorcach ZA SOBĄ.

Na siłę

Gdy czujemy wysiłek próbując czegoś dowieść, lub stajemy się zwyczajnie mentalnie/energetycznie przywiązani do dyskusji, a w istocie nie byłaby ona nam już wcale potrzebna.  Ciągnięcie jej staje się ciężkie, męczące i wiążące, zabiera radość chwili.

Czasami z drugiej strony – ktoś wciąga nas w rozmowę na którą zwyczajnie nie mamy siły, ochoty albo w danym momencie nie jest na to miejsce. Nie ma sensu przymuszać się do takiej dyskusji i z grzeczności czy też innych niezbyt sensownych motywacji wdawać się w coś co nas wyczerpuje.

A jak jest w takim razie optymalnie…?

Rozmowa ma przynosić korzyść. Po prostu. 

Równowaga między rozmówcami.

Wyrażanie się w koherencji serca – umysłu  zapewnia możliwość naturalnego pływu.

Będąc obecnym i uważnym z pewnością zorientujesz się czy odbierasz korzyść z dyskusji. Czy jesteś w niej prawdziwy lub czy prowadzi ona do określonego celu (np. Negocjacje).

Grunt to znaleźć swój balans… A jest nim właśnie dobre samopoczucie, czy też poczucie zgodności z sobą. Tam gdzie ono się kończy, kończy się sens przedsięwzięcia, czy też – rozmowy.

Zostaw to, co Cię męczy, obciąża, przywiązuje – w tym dywagacje.

Zostaw to, co marnuje Twoją energię na rzecz skutecznej komunikacji,życia które ma na celu radość i oscyluje wokół samorealizacji.

Prowadząc za dużo mentalnych dywagacji stajemy się do nich przyzwyczajeni, z czasem stają się nawykowe, rutynowe, schematyczne. Nie są ŻYWE. Są jedynie odgrzewaniem jakiejś tam „wiedzy”, zatęchłej informacji, która nie ma nic wspólnego z autentycznością.

Z czasem zaczynamy używać w rozmowach wzorców, które uznaliśmy za „dobre”, czy też „świadome”, „przebudzone”, „kulturalne”… Ale są to już wytarte wzorce, nie mające nic wspólnego z PRAWDZIWYMI NAMI TERAZ, z żywą naturą naszej Istoty.

Możemy nawet się zaprzeć w takich dyskusjach i sami przed sobą powiedzieć:

„Tak uważam, niby to wszystko moje, ze mnie wypłynęło.” Szczerze? „No, szczerze.”

No niby… Może kiedyś tak.

Ale czy czuję tak TERAZ? Czy to jestem JA w chwili bieżącej?

Czy to wyrażenie mojego bieżącego czucia, doświadczenia, mojej prawdziwej, żywej mądrości?

Nie zawsze tak jest.

Miałam okazję obserwować takie procesy wśród ludzi. Zarówno w kontaktach biznesowych, formalnych, rodzinnych, w środowisku internetowym (fora, serwisy społecznościowe), a nawet koleżeńskich.

Miałam okazję sama obciążać siebie i przywiązywać.

Zawsze i każdemu zdarzyć się może… nie ma świadomości bez doświadczenia.

Wykształciłam właśnie dzięki doświadczeniu swój naturalny dar odczuwania poprzez zaufanie i używanie go.

Nauczyłam się rozróżniać Żywą Prawdę od wzorców, cudzych powtarzanych prawd przejętych od innych, czy też nieaktualnych już „przeterminowanych” mentalnych konceptów.

Po prostu to widzę.

I oczywiście zwykle nie mam argumentów. Mogę powiedzieć „tak, bo tak”… „bo tak czuję”…

Tak jest teraz… ale wymagało to sporej ilości doświadczeń.

Jak najlepiej reagować na takie zachowanie u innych osób? Jak reagować na zasypywanie nas słowami, które nie są potrzebne, ani nie sprawia nam przyjemności ich słuchanie?

[tutaj chwila ciszy byłaby najlepszym rodzajem wypowiedzi]…

Rozwiązaniem na całą sprawę u siebie czy też innych jest po prostu pozostawanie żywym sobą. Wtedy interakcje się poukładają.

  1. Warto byście i Wy wykorzystali swój dar (intuicja). Podchodźcie do komunikacji z czuciem. Podchodźcie z poziomu TERAZ.
  2. Jeżeli coś Was odstręcza lub drażni – być może, że warto to zostawić.
  3. Te „prawdziwe” słowa będą nasycone odczuwalną obecnością.
  4. Bądźcie uważni. Być może, że i Wam zdarzyło się wejść we wzorcowy sposób rozmawiania, dyskutowania…

Gdy zauważamy, że w jakiejś rozmowie/rozmowach wszystko odbywa się według wzorca to dla nas sygnał, że przestaje różnić się to czymkolwiek od maszynowej pracy.

Warto zdać sobie sprawę, że NIE MUSIMY w niczym takim uczestniczyć.

Wcale.

Możemy sobie odpuścić, nie ważne kto, z czym i kiedy nas zagaduje.

I nie ważne jaka jest tematyka rozmowy.

Możemy zostawić to i iść swoją drogą.

Uwielbiam prowadzić żywe rozmowy. Takie, gdzie CZUJĘ energię i obecność osób. Uwielbiam rozmawiać z ludźmi otwartymi, pełnymi życia i zdolnymi do emocji. Jestem szczęśliwa, że znam troszkę takich.

Żyjących. Otwartych. Czujących. Prawdziwych w swoim doświadczeniu.

Podsumowując: wydaje mi się, że najwyższą wartością jest doświadczanie własnej autentyczności.

BĄDŹMY WIĘC PRAWDZIWI. BĄDŹMY ŻYWI. Mówmy i róbmy tak, jak faktycznie z nami gra. Nie ważne czy się to spotka z pozytywnym odbiorem czy nie. Podobnie pozwólmy w interakcjach na żywy przepływ.

Kiedy więc dywagacja nie ma sensu?

Kiedy przestaje być przyjemnością.

Kiedy nie osiągamy celu komunikacji.

Kiedy nie możemy być sobą.

Serafinek

Możesz wesprzeć moją pracę tutaj:

Interesują Cię prywatne konsultacje?

Kliknij TUTAJ

Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

O Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *