Przepraszanie, przebaczanie

Wszystko ma tak na prawdę sens tylko wtedy, gdy jest prawdziwe, szczere, naturalne, wynika z nas samych.

Działanie zgodne z naszą naturą, rdzenne, intuicyjne ma najwyższą wartość zaraz obok świadomego wybierania.

Tym razem uwagę chciałabym poświęcić zagadnieniu przeprosin.

Nie jestem ich zwolennikiem, chyba, że stają się naszą naturalną potrzebą.

Dlaczego?

TYLKO naturalnie wypływające z serca przeprosiny mają sens.

Stają się wtedy ekspresją, czyli świętym przejawieniem Twojej istoty.

W innych wypadkach stają się jedynie narzuconym schematem i stawiają Cię na stanowisku, które wcale nie wpływa korzystnie na Twoje całe jestestwo.

Żyjemy, działamy, wybieramy. Nie żałujmy wyborów. Nie żałujmy niczego.

Przepraszanie jest schylaniem głowy, uniżaniem się i oddawaniem żalowi za swoje czyny (z wyjątkiem naturalnej chęci poszerzającej nas i wywołującej radość i ciepło).

Przepraszanie jest uznawaniem „winy”, która nie istnieje.

Odpowiedzialność za swoje czyny natomiast „przydzielana” jest automatycznie, wszystkie konsekwencje naszych akcji i tak są nasze i naszym jest zadaniem z nimi się „uporać”.

Nie potrzeba przepraszać za swoje czyny, swoje wybory, swoje „grzechy”.

Nasza boska natura nie przejawia się poprzez poczucie winy, a poprzez życie, doświadczanie – w tym właśnie akcji, kreacji i ich efektów.

Moim zdaniem jeżeli przeprosiny czy uniżenie wynika z poczucia winy – uwłacza naszej boskiej naturze.

TYLKO miłosny akt zgody, akt pojednania z drugą osobą będący faktycznym przejawem naszych autentycznych intencji ma sens.

Spotkałam się z praktyką oczyszczającą nurtu Ho’oponopono.

Mianowicie:

„Kocham Cię.

Proszę wybacz mi.

Jest mi bardzo przykro.

Dziękuję”

Pozornie pozytywne, jednak mi wcale się nie podoba.

Sama idea wybaczania, czy też proszenia o wybaczenie, tym bardziej skupianie się na tym, że jest nam przykro jest mi całkowicie obca.

Taka ideologia utrzymuje nas w wibracjach podobnych nieco do mentalności ofiary. Przepraszanie i uniżanie się, pochylanie głowy w celu oczyszczenia się w moim odczuciu zabiera nam naszą moc, siłę.

Choć zgadzam się z większością założeń wyżej wymienionego nurtu i nie mam nic przeciwko, nie podoba mi się oczyszczanie przez przebaczanie.

Ogólnie przebaczanie jest w moim pojęciu konceptem opartym na błędnych bazach.

Bardziej istotnym byłoby zamiast poszukiwania wybaczenia po prostu zrozumienie, że każdy moment jest świeżym.

Nie potrzeba nam trzymania się i wiązania z uwarunkowaniami czy też przebytym doświadczeniem własnym czy innych.

Wraz z dogłębnym zrozumieniem siebie znika potrzeba wybaczania i przepraszania.

Rozumiemy, że każdy działa zawsze w danym momencie jak uważa za najlepsze i tak, jak pozwala mu poziom świadomości.

Rozumiemy to, bo wiemy to o sobie. Podobnie wyrozumiali jesteśmy dla siebie.

Wiemy także, że każdy z nas doświadcza odpowiedzialności, konsekwencji swoich wyborów.

Wiemy, że nie da się cofnąć czynu.

Wiemy, że możemy być wolni w każdej chwili przez PO PROSTU pozwolenie sobie na to.

Nie musimy przepraszać, ani żałować. Chyba, że taka nasza głęboka potrzeba.

Ale NIC nie musimy.

I tak jesteśmy „czyści” w pierwszym momencie, w którym w to uwierzymy.

Konsekwencje natomiast i tak przychodzą, a naszym zadaniem jest nie „uwalniać się” od karmy, a uczyć na doświadczeniach wybierać świadomie.

Dajmy prowadzić się czemuś, co każdy z nas ma. Czemuś, co jest lepsze od każdej książki czy metody.

To nasza WEWNĘTRZNA NAWIGACJA, nasze ODCZUCIE.

Idąc za własnym poczuciem i pragnieniami z pewnością będziemy wybierać drogę zdrowia i miłości.

Tylko pozwólmy sobie na wolność myśli, na to by żadne wzorce nie ograniczały nas…

Nie potrzeba skruchy, winy, przepraszania i tym samym osłabiania się.

Uświadamiając sobie KIM JESTEM mogę iść tylko z podniesionym czołem.

Przepraszam z rdzenia siebie i wtedy, gdy czuję tak.

Równie dobrą (moim zdaniem nawet lepszą) metodą współgrania z istotami jest akceptacja i zrozumienie siebie i swojej omylności, tym samym zachowanie dystansu i tolerancji dla omylności innych.

Serafinek

Możesz wesprzeć moją pracę tutaj:

Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

O Serafinek

Nie przywiązuj mnie do żadnej z przedstawionych tu tożsamości, gdyż i ja nie jestem do nich przywiązana. Wybieram je ku uciesze z Życia. Jeśli chcesz eksploruj to wyjątkowe przejawienie boskości we mnie, by dogłębnie zbadać swoje. „Kim jestem? Zapytałam siebie. Istnieniem? Marzeniem? Boskim tchnieniem? Nie… JA jestem PŁOMIENIEM.”

1 komentarz

  1. Podobnie zareagowałam na to całe hoponopo …nie oceniam ale nie przemawia do mnie.Piękny i mądry text.

Skomentuj Karola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *